niedziela, 10 listopada 2013

Część 7


W. Tym razem masz szczęście. Bardzo. 
Ad. Wpadnę po Ciebie po dyżurze. 
W. Ok. Pa.

Odeszłam a Andrzej stał i gapił się na mnie nie wiadomo po co i na co?
Wchodząc do lekarskiego na kanapie zastałam Agatę.

W. O Agatka, a ty nie wychodzisz?
A. Nie muszę czekać na Witka i zdać mu dyżur ale on utknął w korku.
W. zrobiłam coś głupiego. Umówiłam się z Adamem. 
A. Ha ha ha z własnej woli? Nie możliwe. 
W. No niestety możliwe. Ale chcesz iść z nami?
A. A to nie ma być randka?
W. Nie. Zwariowałaś. To Andrzej ma tak myśleć.
A. Chcesz w nim wzbudzić zazdrość rozumiem. Oczywiście pójdę z Tobą i powspieram Cię w tych mękach. 

B. Pani doktor Consalida proszona natychmiast na blok. 
W. Dobrze już idę, coś się stało?
B. Profesor Falkowicz prosi o asystę w operacji pękniętego tętniaka.
W. Dobrze idę. Pa Agatka.
A. Pa, do wieczora 

Uśmiechnęłam się do Agaty i poszłam na blok. Dlaczego nie wziął Krajewskiego. Poszłam się przebrać i w stroju operacyjnym weszłam do myjni, gdzie Andrzej już czekał.

F. Nie sądziłem, że przyjdziesz. 
W. Dlaczego? - z pełną arogancją, bezczelnie patrzyłam mu się w oczy
F. Nie sądziłem, że Krajewski Ci pozwoli.
W. Nie jestem jego własnością, panie profesorze.
F. A to dlaczego się z nim umówiłaś?

Umyłam się i przy wejściu na salę operacyjną powiedziałam do niego:

W. Już panu mówiłam, że rozmowy na tle prywatnym nie należą do moich obowiązków służbowych

Operacja trwała cztery godziny. Paskudny tętniak, była dużo roboty. A on mi jej nie ułatwiał. To nadskakiwanie, aż mnie dreszcze biorą na samo przypomnienie. Jeszcze tylko dwie godziny i imprezka z Agatą i Adasiem. 

Po dyżurze

Ad. O Wiki, szukałem Cię. Gotowa możemy iść.
W. Tak do hotelu. Przebiorę się i możemy iść. 
Ad. Ok to ja tylko jeszcze wskoczę do Falkowicza, bo coś chciał i przyjdę do hotelu. Poczekaj tam na mnie.
W. Dobra - posłałam mu serdeczny uśmiech

W tym samym czasie w gabinecie Falkowicza

No gdzie jest ten młody szczyl! Musze się dowiedzieć, gdzie idzie z Consalidą. Pukanie do drzwi. W końcu.

F. Adam, siadaj proszę.
Ad. Co się dzieje Andrzej.
F. Powiedz mi proszę, gdzie wychodzisz dzisiaj wieczorem?
Ad. Idę z Consalidą na imprezę.
F. Aha. A gdzie idziecie?
Ad. A co ty się taki ciekawski zrobiłeś.
F. Adam, ja ciekawski? Nie po prostu - myśl Andrzej, myśl - ja muszę wiedzieć gdzie będziesz, tak w razie czego jakbym potrzebował asysty. 
Ad. A no chyba, że tak. Idziemy do klubu na Reymonta.
F. Do czerwonej nutki?
Ad. Tak. Coś jeszcze, bo nie chcę żeby Wiki na mnie czekała?
F. Nie no pewnie, bawcie się dobrze.

Adam wyszedł, ok wiem wszystko co jest mi potrzebne. Teraz do domu przebrać się i potem udowodnić Wiktorii, że mi na niej zależy.  

Hotel rezydentów

W. Agatka!Gotowa!?
A. Tak już jestem. 
Ad. A Agata też idzie?
A. Tak idę.
Do domu własnie wszedł Przemek. 
P. A wy co, idziecie gdzieś?
Ad. Tak się składa stary, że tak. Idziemy do klubu. Chętny?
P. No jasne, jeżeli nasze miłe Panie nie mają nic przeciwko.
W i A: No jasne, że nie. 

30 minut później, klub

Ad. Co pijemy?
W. Ja poproszę z grubej rury. Whiskey z colą.
A. Ja to samo co Wiki.
P. Ja też.
Ad. Ok cztery razy to samo. 

Zaczęliśmy tańczyć. Ja z Adamem, a Agata z Przemkiem. Po kolejnych pięciu drinkach byliśmy nieco wstawieni. 

Z perspektywy Falkowicza

O ja już jej pokażę. Musze ją stamtąd zabrać i pokazać, że ją kocham. Miłosne porwanie, dobry plan, teraz tylko wciel go w życie. Wszedłem i to co zobaczyłem przeszło wszystkie moje oczekiwania. Na parkiecie tańczyła Wiktoria, moja Wiki, a ten pożal się Boże Adam, ją obmacywał. Nikt nie ma prawa jej tak dotykać, tylko ja oczywiście. Zrobię z tym porządek, tylko jak?

Z perspektyw Wiki

Tańczyliśmy, byłam pijana, udało mi się zapomnieć o Andrzeju a przecież o to mi właśnie chodziło. Nagle poczułam szarpnięcie za rękę. Obróciłam się i rękoma oparłam na torsie mężczyzny. Ale kogo! No jego, co on tu robi, jak śmie?

F. Wiktoria, koniec imprezy. 
W. Nie masz prawa mi mówić co mam robić. 
F. Idziesz po dobroci? 
W. Nigdzie z Tobą nie pójdę. 

Bez zbędnych wyjaśnień Andrzej wziął mnie za ręce i wyniósł z klubu. Dobrze, że Przemek był w łazience, a Agata przy barze, mam nadzieję, że Adam nic nie wypapla Przemkowi. 

W. Postaw mnie! Natychmiast!
F. Ufasz mi?
W. Nie!. Zaufałam a ty co zrobiłeś. Postaw mnie. 

Doszliśmy do jego samochodu. Postawił mnie i mocno przylgnął do mnie ciałem. 

F. Wiktoria, dlaczego pozwalałaś Adamowi się tak dotykać?
W. To nie jest Twoja sprawa.
F. Moja! Rozumiem, że zrobiłem Ci przykrość. Ale Kinga była mi jeszcze potrzebna. Potrzebowałem ten jeden, cholerny wynik. Zerwałem z nią zrozum mnie, kocham Cię - namiętnie mnie pocałował

Nie przerwałam tego, zarzuciłam mu ręce na ramiona i zadałam kluczowe pytanie:
W. Do mnie czy do Ciebie?
F. A gdzie jest bliżej?
W. Do mnie.
F. Ok, wsiadaj.

Wiedziałam, co się stanie. Ale nie chciałam tego przerywać, pragnęłam tego.

Dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do domu. Już dłużej czekać nie mogłam. Znów zatraciliśmy się w namiętnym pocałunku. Zaczęłam rozpinać guziki koszuli Andrzeja. On zdjął ze mnie marynarkę. Szliśmy przez korytarz, wychodziło nam to raczej nieudolnie gdyż, ciągle o coś się potykaliśmy. Jego ciepła, męska dłoń błądziła po moich plecach. Ja pozbyłam się jego koszuli Weszliśmy do mojej sypialni. Oderwałam się od niego, zamknęłam drzwi na klucz. Popchnęłam Andrzeja na łóżko i zaczęłam powoli rozpinać guziki od koszuli. Guzik, po guziku aż w końcu się jej pozbyłam. To samo zrobiłam ze spodniami, guziczek, rozporek aż nie ma ich w ogóle. 

Z perspektywy Falkowicza

Stała przede mną w samej seksownej bieliźnie i szpilkach. Te czarne figi i ten stanik. Pozbyłem się spodni i pociągnąłem ją za rękę do siebie. Siedziała na mnie okrakiem, pozwoliłem jej dominować, przez tą chwilę. Ale zaraz przekręciłem ją. Na każdą pieszczotę Wiki oddawał tym samym. Było mi tak przyjemnie. Zdjąłem jej czarne figi, jej stanik i swoje bokserki. Wszedłem w nią, jednym szybkim ruchem. W jej oczach widać było blask szczęścia i pożądania. 

Z perspektyw Wiki

Tak, nareszcie czuję go w sobie. Pragnęłam tego tak bardzo. Robił to tak powoli, ale zarazem namiętnie. W spazmach rozkoszy wydawałam z siebie ciche jęki, a gdy doprowadził mnie do ostateczności, wbiłam paznokcie w jego plecy i krzyknęłam Andrzej!!!

Opadliśmy wspólnie na łóżko, nie wiem dlaczego ale ufnie wtuliłam się w jego umięśniony tors. On przygarnął mnie ramieniem i zasnęliśmy. 

W tym samym czasie klub (perspektywa Agata)

A. Adam, gdzie jest Wiki?
Ad. Przyszedł Andrzej i wyniósł ją na rękach - mówił śmiejąc się jednocześnie
A. O kurde. Ale gdzie ją zabrał. 
Ad. Nie wiem ale jakby co to nasz hotel jest bliżej, więc lepiej ty tam idź.
A. Co? Po co?
Ad. Jeżeli tam pojechali i robią to co myślę, że robią i zaczęli rozbierać się już na korytarzu, to ich ciuchy leżą teraz na naszej podłodze. Wyobraź sobie minę Przemka....
A. Rzeczywiście to ja tam pojadę i pozbieram to co tam będzie. 
Ad. Ok, schowa to u siebie, do mnie Przemek może wejść. 
A. Dobra, jak oczyszczę teren to zadzwonię, że możecie wracać. 

Wyszłam i udałam się w stronę hotelu, weszłam  Adam miał rację, pozbierałam rzeczy Wiki i Falkoiwicza i zadzwoniłam do Adama.

A. Adam możecie wracać. 
Ad. Dobra.

Po około 20 minutach Adam i Przemek wrócili do hotelu. Przemo poszedł spać a ja usiadłam na chwilę z Adamem w salonie.

A. Och, gdyby Przemo wiedział, kto znajduje się w pokoju Wiki, to było by nieźle. 
Ad. A gdzie masz te ciuchy?
A. U siebie. 
Ad. A klucz do Wiki, masz?
A. No mam.
Ad. Chodź, wrzucę ich ciuchy do jej pokoju. Falkowicz łatwiej wyjdzie rano, bo ma dyżur. A lepiej żeby jednak biegał w ubraniu przed Przemkiem niż bez.

Zrobiliśmy to co mówił Adam. Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się piękny obraz, Wiki śpiąca przy Falkowiczu uśmiechała się. Wyszliśmy i rozeszliśmy się spać do swoich pokojów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz