Wiktoria doleciala na miejsce. Dojechala do domu, wysiadla. Mama wyszla do niej i sie przywitala.
Wa. Coreczko, tesknilam za Toba
W. Czesc mamo wpadlam z odwiedzinami
Wa. Jak tam Andrzej
W. Bdziemy tak rozmawiac w progu?
Wa. No co ty. Wejdzmy do srodka. Taty nie ma niestety, wyjechal bedzie za daw tygodnie.
W. Ok. Wpadlam tylko na kilka dni.
Kobiety weszly do domu. Wiktoria polozyla walizke w pokoju i poszla do salonu do mamy.
W. Juz jestem
Wa. Wikus? Co sie stalo?
W. Mamy problem z Andrzejem. Pamietasz co sie stako po slubie.
Wa. Tak ale Wiki przeziez to nie byla Twoja wina.
W. Wiem mamo, tyle ze ostanio Hana zrobila mi badania i okazalo sie ze nie moge miec wiecej dzieci.
Wa. Przykro mi kochanie. Ale nic sie nie da zrobic?
W. Mozemy wierzyc tylko i wylacznie w cud.
Wa. Kochacie sie,moze cud sie zdarzy... - usmiechnela sie
W. Wiem. Ja przylecialam bo chcialam uciec od Andrzeja, ale sie nie udalo.
Wa. Jak to uciec?
W. Andrzej bardzo chcial miec malego Falkowicza, ja nie jestem w stanie mu go dac. Chcialam odejsc zeby znalazl sobie kogos kto da mu dziecko.
Wa. Wiktoria, przepraszam ze to mowie, ale uciekajac zachowujesz sie sie jak glupi rudzielc.
W. Wiem teraz to wiem mamo.
Wa. Jest pozno, poloz sie, jestes zmeczona.
W. Masz racje poloze sie.
Wiktoria poszla do swojego pokoju, przebrala sie i polozyla. Niestety byla uzaleniona od Andrzeja. Nie potrafila bez niego zasnac. Spojrzala na zegar. On teraz tez lezal w lozku, ona sie krecila i nie mohla zasnac. Siegnela po telefon, chciala zadzwonic ale wpadla na inny genialny pomysl.
Wstala, siegnela po komputer i zamowila blet do Warszawy. Jutro o 2 bedzie kolo niego. Zdala sobie sprawe ze to on jest jej zyciem, zachowywala sie jak idiotka. Kocha go i wie ze musi z nim byc.
Pomagala przy sniadaniu.
W. Mamo nie obraz sie ale wroce dzisiaj do Andrzeja
Wa. Nie ma sprawy kochanie.
W. Zrozumialam ze to on jest moim zyciem, kocham go i chce z nim spedzic cale zycie.
Wa. Nie ma sprawy coreczko pozdrow Andrzeja ode mnie.
W. Jasne.
Wa. To moze jakies male zakupy przed Twoim wylotem
W. Brzmi super
Wiktoria spedzila caly dzien z mama, potem spakowala sie i pojechala na lotnisko. O 1:30 byla w Warszawie. Odebrala bagaze i pojechala do domu. Otworzyla furtke i drzwi wejsciowe do domu. Zdjela marynarke i po schodach cicho weszla do gory. Doszla do drzwi od sypialni i zobaczyla spiacego Andrzeja. Zdjela ubranie i w samej bieliznie wslizgnela sie pod kolderke. Przytulila sie do plecow Andrzeja, obiela go z calej sily.
A. Wiktoria!? Co tu robisz? Co sie stalo? Wrocilas? Wiki?
W. Zamknij sie i sluchaj.
A. Ale co sie stalo - wiki polozyla mu palec wskazujacy na ustach
W. Cicho badz. Ja zrozumialam ze jestes calym moim zyciem i jezeli chcesz to mozemy adoptowac dziecko. Kocham Cie i wybacz mi to co wymyslilam. bylam idiotka. Przepraszam kochanie
A. Wikus kocham cie i wybaczam Ci to wszytko.
Wiktoria pocalowala Andrzeja i przytulia sie do niego. Andrzej obrocil sie na nia i zaczal namietnie calowac. Sciagnal z niej i z siebie bielizne. Wiktoria zaczela sie glosno smiac.
A. Co? - zapytal smiejac sie
W. Laskoczesz mnie kochanie.
A. Oj trudno.
Wszedl w nia jednym zdecydowanym ruchem. Wypelnil ja cala dlugoscia. Wiktoia ydala z siebie glosny jek a jej cialo wygielo sie w luk pragnac jeszcze bardziej dotyku Andrzeja. Kochali sie szalenczo cala noc ich glosne jeki wypelnialy cisze domu.
Nastepnego dnia mieli wolne. Andrzej zawiozl Wiki do Agaty a sam poszedl na chwile do gabinetu. Dolaczyl do ukochanej zony i spedzili mile popoludnie w towarzystwie Agaty, Marka i Adama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz