niedziela, 8 lutego 2015
Część 19 - Powrót do pracy i urodziny
Od 15 minut Wiktoria siedziała na kanapie w salonie i słuchała krzyków Andrzeja. Wydawało się jakby po prostu chciała to przetrwać i mieć spokój. Siedziała więc grzecznie z lampką wina w dłoni, co jakiś czas je popijając.
F. Ty mnie nie słuchasz. Rozmawialiśmy o tym! Miałaś mieć rok urlopu wychowawczego. Rok! Wiki jak teraz znowu rzucisz się w wir pracy to Twoje własne dziecko nie będzie pamiętało jak wygląda jego matka.
Ona tylko słuchała, nie chciała mu się wcinać bo wiedziała, że to tylko pogorszy sprawę a ciągle pamiętała o tym, że na górze śpi Julka.
F. Wiktoria zacznij ze mną rozmawiać, proszę cię kochanie.
Falkowicz wydawał się bezsilny, uklęknął przed nią, zabrał jej kieliszek z rąk i postawił na stole. Objął jej ręce i patrząc w oczy jeszcze raz powtórzył:
F. Skarbie, porozmawiaj ze mną. Wiem, że ja tylko krzyczę i krzyczę ale ja nie chce żebyś tyle pracowała, powinniśmy spędzać więcej czasu z naszą córką.
W. Skończyłeś? - zapytała patrzą prosto w jego oczy
F. Tak - odparł patrząc na nią zaskoczony
W. Gdybyś dał mi skończyć nie byłoby żadnej kłótni. Tak wracam do pracy, ale na innych zasadach niż sądzisz. Po pierwsze będę pracowała w domu, jako konsultant medyczny, przyjeżdżać do szpitala muszę tylko w razie pilnych operacji. Po drugie będę z Julką cały czas, czego nie mogę powiedzieć o Tobie. Po trzecie pani Zosia zajmie się Julcią gdyby była taka potrzeba. Teraz się uspokój i przestań drążyć mój powrót do pracy.
F. Teraz rozumiem. Ja przepraszam, myślałem, że chcesz wrócić tak na stałe, nocne dyżury i ciągłe operacje.
W. Nie nie chce. Ale chcę czegoś innego.
F. Co tylko zapragniesz spełnię.
W. Masz zmniejszyć ilość godzin spędzanych w szpitalu, bo to Ciebie przestanie poznawać nasze dziecko, które a propo właśnie się obudziło. - dokończyła słysząc płacz z góry
F. Ja pójdę, a ty idź się połóż bo już późno.
W. Jasne.
Wiktoria wcale nie zamierzała się położyć, miała dzisiaj zbyt wielką ochotę na swojego profesora. Jutro miał urodziny, spojrzała na zegarek wskazywał godzinę 23:50. Pomyślała, że tak szybko nie uśpi małej, więc miała chwilę na przygotowania.
Rozebrała się, wyjęła z szafki szeroką czerwoną wstążkę, przewiązała się nią a na samym środku swojego brzucha zrobiła kokardkę. Czekała na niego i po 30 minutach się doczekała.
Andrzej otworzył drzwi i zaskoczony spojrzał na swoją żonę.
W. Wszystkiego najlepszego kochanie z okazji 41 urodzin.
F. Wow. Wiki nie spodziewałem się takiego prezentu.
W. Sam ostatnio powiedziałeś, że masz wszystko, więc ja po prostu daję Ci po raz kolejny to wszystko. Zamknij drzwi kochanie i rozpakuj swój prezent.
F. Oj z wielką przyjemnością. To drugi najlepszy prezent jaki od Ciebie dostałem.
Podchodząc do łózka zrzucił swoją koszulę i rozpiął spodnie. Uklęknął obok żony i delikatnie zaczął rozwiązywać z niej kokardkę.
(motyw: https://www.youtube.com/watch?v=3dM2qCCg6GE)
Jego oczom ukazały się dwie, piękne, jędrne piersi z lekko stojącymi sutkami. Pochylił się do nich i pocałował każdą z osobna. Przygryzał jej brodawki, drażnił je językiem, a ona lekko pojękiwała pod każdym jego dotykiem. Pocałował jej brzuch a potem językiem zjechał niżej, do rąbka jej koronkowych majteczek. Zdjął je z niej zębami. Powrócił do jej łona i delikatnie je pocałował. Rozchylił jej nogi i subtelnie zaczął drażnić jej łechtaczkę swoim językiem, zataczając na niej koliste ruchy. Jęki kobiety zaczynały się robić coraz dłuższe i głośniejsze a jej biodra powoli poruszały się by wskazać drogę jego językowi.
Chciał ją zostawić w jeszcze większym pragnieniu, więc nie skończył. Powrócił do jej ust, przez brzuch, piersi i szyję. Pocałował ją namiętnie, a Wiki okręciła ich. Teraz była górą, a on był pod jej władzą. Skradła mu kolejny pocałunek i zmierzała w dół, aby trochę się na nim zrewanżować. Zdjęła z niego bokserki i wzięła do rąk jego członka. Zacisnęła na nim dłoń i zaczęła powoli po nim przesuwać z dołu do góry, za każdym razem zataczając okręgi na jego trzonku. Zwiększała nacisk i prędkość ręki, a żeby wprowadzić go w jeszcze większą ekstazę, pochyliła się w dół i do ruchów swojej dłoni dołożyła jeszcze język na trzonku, którym zataczała bardzo szybkie okręgi. Ona również nie pozwoliła mu dojść, przestała w odpowiednim momencie i wróciła do całowania jego ust.
Całowali się zachłannie i namiętnie, on błądził rękami po jej plechach i pośladkach a ona wbijała delikatnie paznokcie w jego klatkę piersiową. Jednak to on chciał dominować, przewrócił ją na plecy i wziął jej piersi w swoje dłonie. Delikatnie je masował i przygryzał sutki. Następnie językiem przejechał po jej brzuchu i powrócił do piersi. Pieścił je jednocześnie ocierając się trzonkiem swojego członka o jej łechtaczkę, Widział jak drżała, jak jej brzuch się kurczył, jak wypinała klatkę piersiową do góry, pragnąć jeszcze bardziej jego dotyku. Bez ostrzeżeń, wszedł w nią do samego końca, ale jednak delikatnie. Poruszał się powoli i namiętnie, a każdy jego ruch był przepełniony czułością.
Z czasem jego ruchy stały się coraz szybsze, głębsze i mocniejsze, ale ani razu nie sprawił jej bólu. To była czysta przyjemność dla nich dwojga. Ona czuła jak się w niej pręży i powiększa a on czuł jak jej pochwa zaciska się coraz mocniej, a ona sama jest gotowa na pełne zakończenie. On jednak chciał przedłużyć tą chwilę jak najdłużej, więc wyszedł z niej i samym trzonkiem drażnił wejście do środka. Kiedy czuł, że ona sam również jest gotowy, wszedł w nią głęboko do samego końca i zataczał swoimi biodrami ósemki. Obydwoje już nie mogli, więc po kilku kolejnych takich ruchach skończyli jednocześnie.
Wiktoria położyła się obok męża i mocno się do niego przytuliła. Andrzej objął ją mocno ramieniem i przycisnął do siebie jeszcze bardziej.
W. Ale nie chcesz imprezy urodzinowej, prawda? - powiedziała śmiejąc się
F. Nie no co ty, po co mi to jak mam Ciebie
Po chwili leżenia w swoich objęciach zasnęli.
Poranek, 8:30
Andrzej jeszcze spał. Wiktoria przebrał Julkę i stojąc z nią na ręką w ramach drzwi patrzyła na ten obrazek. gdyby nie ten facet nie miałaby jej, nie miałaby tego domu ani tego życia, nie byłaby tym kim jest teraz. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałaby, że ten cyniczny i arogancki facet będzie jej mężem i ojcem jej dziecka. A teraz? A teraz nie wyobraża sobie życia bez tego mężczyzny, chociaż jest czasem apodyktyczny i denerwujący, to jej tylko jej i Juli.
Podeszły po cichutku do niego. Wiki usiadła na skraju łóżka i posadziła sobie córkę na kolanach. Obudziła męża i jeszcze raz złożyła mu życzenia. Położyła Julkę na jego klatce a ona wpatrywała się w niego tymi dużymi, zielonymi oczkami.
W. Za dwa lata to ona sama będzie do Ciebie przybiegała i mówiła Wszystkiego najlepszego tato.
F. Powiem Ci szczerze, że nie sądziłem, że kiedykolwiek ktoś będzie mówił do mnie tato, a ty to wszystko zmieniłaś. Dziękuję Ci za to Wiki.
(koniec motywu)
czwartek, 29 stycznia 2015
Część 18 - Kochająca się rodzinka
Wtorek, 12:30
Wiktoria wraz z Andrzejem wychodzą ze szpitala. Falkowicz niesie Julkę kurczowo przed sobą, nie pozwalając nikomu na nią spojrzeć, a tym bardziej jej dotknąć. Zapina ją pasami, Wiktoria siedzi koło niej.
W. Widzisz kochanie, tatuś jest nadopiekuńczy. Ale powiem Ci, że dobrze trafiłaś. - pocałowała ją delikatnie w czółko i przykryła kocykiem
Jechali drogą do domu, przez okna widać było drzewa przesuwające się w wolnym tempie za oknem. Inni kierowcy wyprzedzali ich, trąbili, ale Falkowicz nie zwracał na to uwagi. W samochodzie puścił piosenkę o Żyrafie, żeby ich córeczka była szczęśliwa. (https://www.youtube.com/watch?v=qmIsF0Q4G6M) Puszczał ją na okrągło, a Wiktoria powoli gotowała się w środku.
W. Kochanie, proszę Cię wyłącz to. Nie chce żeby nasze dziecko sfiksowało.
F. Wiktoria, proszę. Dzieciom trzeba puszczać muzykę, to je uspokaja i sprawia że mają ładne sny.
W. Andrzej, ty jesteś lekarzem do cholery. Profesorem w wieku 42 lat. Uspokój się. To nie jest szkło. Zachowuj się normalnie i nie rób korków na drodze!
F. Wiozę dziecko, nie mogę jechać szybko.
Wtorek, 13:45
Ta krótka droga, którą normalnie pokonywali w 35 minut, tym razem pokonali w półtorej godziny. Tym razem Wiktoria nie pozwoliła wyciągnąć Juli Andrzejowi, sama to zrobiła i szła z nią do domu.
F. Założyłem dodatkowo alarm w drzwiach na wszelki wypadek, mamy też nowe czujniki dymu i ognia.
W. A zrobiłeś pokoik dla małej.
F. Oczywiście kochanie.
Weszli na piętro a Andrzej otworzył przed nią drzwi. Jej oczom ukazał się piękny pokoik dla ich córeczki.
W. Jej. Andrzej, jest piękny.
F. Nie chciałem jej przyzwyczajać do jednego koloru, uważam że to staroświeckie, więc zrobiłem beżowy. Cieszę się, że Ci się podoba.
W. Jest piękny, naprawdę.
F. W suficie są zainstalowane czujniki dymu, temperatury i ognia. Dodatkowo masz tutaj głośnik przy jej łóżeczku, a druga część jest u nas w sypialni, żebyśmy słyszeli jak płacze.
W. Widzę, że wszystko przygotowałeś.
F. Tak. Jeśli będziesz chciała i potrzebowała pomocy, to Pani Zosia będzie Ci nią służyć. To nasza nowa opiekunka, sprawdzona i doświadczona, nie martw się.
Trzy tygodnie później, około godziny 12:30
W. Pani Zosiu, ja postaram się wrócić za góra dwie godzinki.
PZ. Pani Wiktorio, naprawdę nic się nie dzieje. My sobie poradzimy.
W. Dobrze, dziękuję bardzo
Szpital, 13:10
W. Agatka wcale się nie odzywasz.
Ag. No wiem, przepraszam. Mam straszne urwanie głowy. Obiecuję, że wpadnę do mojej Juleczki kochanej jak najszybciej.
W. No dobra, trzymam za słowo. Andrzej u siebie?
Ag. Pewnie tak. Zadzwonię wieczorkiem
W. Paaa
Andrzeja jednak nie było w gabinecie, więc Wiki zostawiła na jego biurku zdjęcie ich córki, które dzisiaj zrobiła i pobiegła do doktora Treterra żeby dowiedzieć się kiedy może wrócić do pracy.
piątek, 16 stycznia 2015
Cześć 17 - Nowy początek
Dziedziniec szpitala, 12:30
Wiktoria siedzi na ławce w parku, przed szpitale. Słońce praży w jej twarz a delikatne podmuchy wiatru rozwiewają jej włosy. Jej brzuch już jest widocznie zaokrąglony, zostało niewiele czasu do porodu Nie wolno jej pracować, ma ciągle odpoczywać, no ale ile można siedzieć w tym wielki domu. Wyciągnęła telefon z torebki i wybrała numer swojego męża.
F. Tak kochanie - odezwał się głos w słuchawce
W. Witam panie profesorze. Zastanawiam się czy nie miałby Pan ochoty zjeść lunchu ze swoją prywatną ciężarówką
F. Kochanie nie wyglądasz jak ciężarówka. Gdzie jesteś?
W. W parku na naszej ławeczce
F. Dobrze, już idę.
Kilka minut później był już obok niej. Pocałował ja namiętnie w usta i w brzuszek.
F. Kochanie czy ty nie miałaś odpoczywać?
W. Andrzej, ja ciągle odpoczywam. Ile można leżeć.
F. Musisz o siebie dbać, termin jest za trzy dni.
W. Kotku to chyba lepiej, że jestem pod szpitalem zamiast być w domku. Nie sądzisz?
F. Dobrze, masz rację. A jak się czuje Genowefa?
W. Nigdy nie nazwę dziecka Genowefa. Będzie Julia i tyle.
F. Jeszcze zobaczymy - uśmiechnął się do niej - a jak ty się czujesz kochanie?
W. Bardzo dobrze, no może z małym wyjątkiem bolącego brzucha. Jedz tą sałatkę
F. Bolącego brzucha? O nie, sałatka poczeka, idziemy do Hany.
W. Widzisz kochanie - położyła rękę na sowim brzuchu - masz nadopiekuńczego tatusia.
Gabinet Hany
Andrzej wchodzi bardzo gwałtownie do pomieszczenia, ciągnąc za sobą Wiki.
F. Wiktorię boli brzuch.
W. Nic mi nie jest. Ona po prostu pewnie kopie.
H. Usiądź, sprawdzimy to. Jest blisko terminu, może to już pierwsze oznaki porodu.
Po dokładnym przebadaniu Hana spojrzał na Wiktorię uśmiechając się.
H. Zapisuje Cię na oddział. Zostaniesz tu. Te bóle to wczesne oznaki porodu. Mała może przyjść na świat nawet jeszcze dzisiaj.
F. Widzisz, dobrze, że przyszliśmy.
Wiktoria została zapisana na oddział. Andrzej pojechał do domu po rzeczy dla niej i dla małej. Wszystko było w porządku aż do momentu, kiedy Wiktorii faktycznie odeszły wody. Poród trwał pięć godzin ale w końcu na świat przyszła Julia Manuela Genowefa Falkowicz.
Madzia
Subskrybuj:
Posty (Atom)