Przepraszam, za tak długi okres niepisania. Ale już wróciłam z nową częścią. Jak zawsze proszę o komentarze.
Część 25
7:20, sypialnia FaWi
Wiktoria i Andrzej mieli rano razem dyżur. Wiktoria obudziła się pierwsza, stała, ubrała się, spojrzała na męża i poszła robić śniadanie.
Zaczął dzwonić budzik. Andrzej przekręcił się, wyłączył go i zobaczył zdjęcie. Wziął je do ręki, patrzył, patrzył nagle krzyknął:
A. Wiki! Wiki! Gdzie jesteś!
W. W kuchni - usłyszał
Andrzej nie patrząc na nic, zbiegł szybko do Wiktorii, cały czas trzymając w ręku zdjęcie.
A. Kochanie, czy to jest mój syn? - zapytał jej wskazując na fotografie
W. To jest dziecko, owszem nasze dziecko, ale czy syn to ja nie wiem.
A. Tak! - krzyknął, podszedł do niej, objął w tali i zaczął kręcić.
W. Wariacie, postaw mnie!
A. Ale jak? Kiedy?
W. Kotku, jesteś lekarzem, wiesz skąd biorą się dzieci. A jak nie pamiętasz to mogę Ci zaraz pokazać - zaśmiała się
A. Ale który tydzień?
W. 8
A. A to wtedy jak wróciłaś z Hiszpanii.
W. Najprawdopodobniej tak. Widzisz muszę częściej wyjeżdżać.
A. Ani mi się waż.
Andrzej uklęknął przed Wiki, położył rękę na jej brzuchu, pocałował go i powiedział:
A. Cześć maluszku, tu tatuś. Kocham Cię.
W. Kochanie ja Ci nie chce przerywać, ale śniadanie i do pracy, bo się spóźnimy
A. A ty nie masz zamiaru chyba pracować.
W. Na razie mogę.
A. Porozmawiamy o tym wieczorem, moja panno
W. Moja panno? Hahahahah. Jak ty coś czasem powiesz to - nie dokończyła bo Andrzej wpił się w jej usta.
A. Też Cię kocham skarbie.
9:30, gabinet lekarski
Ag. Cześć Wiki.
W. No hej, Agatko.
Ag. Jak tam Andrzej? Szczęśliwy?
W. A nie widać?
Ag. O czym mówisz?
W. Spójrz za siebie.
Agata odwróciła się i zobaczyła Andrzeja idącego przez szpital, całego w skowronkach.
W. Zwariował.
Ag. No widzę właśnie.
W. Dobra spadam, mam operację. Może wpadniesz na kolacje wieczorem do nas?
Ag. Bardzo chętnie, ale mam dyżur.
W. Ok, to jak będziesz miała czas to się zgadamy.
Ag. Ok. Pa
W. Pa.
Wiktoria podeszła do Andrzeja.
W. Mam operację, za 20 minut. Potrzebuję asysty, czyli Ciebie. Raz dwa trzy idziemy.
A. Profesor, doktor habilitowany Andrzej Falkowicz, na hakach?
W. Tak, kochanie
A. Z przyjemnością za asystuje Pani doktor Wiktorii Falkowicz i Kacprowi.
W. Jakiemu znowu Kacprowi?
A. Mojemu synkowi - pokazał na jej brzuch
W. Chyba Julii Falkowicz.
A. Nie to będzie chłopiec, czuję to.
W. Dobrze, na blok. - obróciła go w kierunku sali operacyjnej i klepnęła w tyłek na znak, że ma iść
A. Osz ty - objął ją w talii i poszli.
19:30, dom FaWi
W. Kochanie, będę pracować.
A. Ale ja muszę mieć Cię na oku.
W. Dobrze, ale nie zabronisz mi tego.
A. Ale ja muszę pilnować, aby moje dziecko było bezpieczne i szczęśliwe.
W. Hahahaha, to najbardziej będzie szczęśliwe jak tatuś przestanie gadać i zabierze mamusi do sypialni.
A. Się robi - wziął ją na ręce i poszli do łóżka.
3 miesiące później, popołudnie, salon, dom FaWi
Wiktoria siedziała na kanapie, a Andrzej leżał. Trzymał głowę na kolanach żony i ciągle mówił:
A. Poczułaś?
W. Andrzej, dziwne jakbym nie poczuła.
A. Oj tam oj tam. O teraz!
W. Andrzej, ja naprawdę czuje jak ona kopie.
A. On kopie skarbie, on
W. Dobrze, dobrze.
A. A w końcu mi nie powiedziałaś. Kiedy następna wizyta u Hanny?
W. Jutro o 10
A. Mogę iść z Tobą.
W. Pewnie, ale mam prośbę.
A. Tak?
W. Nie zapytamy o płeć. Niech to będzie niespodzianka.
A. Dobrze, mogę pójść na takie ustępstwo, pod jednym warunkiem.
W. Jakim?
A. Koniec z operacjami, tylko papierologia.
W. Ale...
A. Obiecaj.
W. Dobrze, ale mogę konsultować na Izbie.
A. Dobrze.
Gabinet Hany, 10:10
H. Wiki, na ostatnim zdjęciu nie było tego dokładnie widać, ale teraz jestem już pewna.
W. Co się stało?
H. To bliźniaki.
A. Co?
W. Jak to bliźniaki?
H. Normalnie, widocznie los wynagrodził Ci zeszłe poronienie.
W. O matko.
Gabinet Andrzeja, 10:30
Andrzej siedzi na swoim fotelu, Wiktoria na jego kolanach. Są zapatrzeni na zdjęcie.
A. Widzisz, bliźniaki.
W. No widzę, widzę.
A. Kacper i Antek
W. Julia i Ignacy.
A. Skąd wiesz, że różne płci?
W. Nie wiem, ale to jest mój przykład. Nie podoba mi się imię Kacper.
A. Jeszcze o tym porozmawiamy.
W. Ok - wstała
A. Dobrze. zostawisz mi jedno, żebym miał je w gabinecie?
W. Dobrze, mogę kluczyki?
A. Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
W. Proszę. Muszę coś załatwić.
A. Dobrze, ale uważaj.
Wiktoria pojechała do fotografa, kupiła piękną ramkę na zdjęcie i wróciła do szpitala. Weszła do gabinetu męża, nie było go.
Wzięła fotografię, włożyła w ramkę i napisała na kartce: Czekamy w domu! Kocham Cię. Wiki.
Wyszła, zamówiła taksówkę i pojechała do domu.
Po skończonej operacji Andrzej wrócił do gabinetu, zobaczył ramkę i kartkę i sam do siebie się uśmiechnął.
Postawił ramkę obok tej na, której była Wiki i on podczas ślubu. Zabrał rzeczy i pojechał do domu.
Boskie.. Dodaj szybko next :)
OdpowiedzUsuń