sobota, 28 grudnia 2013
?
Nie wiem czy dalej pisać to opowiadanie, przestaliście już wchodzić na bloga. Przykro mi z tego powdu. Nie wiem czy mam dla kogo pisać :(
piątek, 27 grudnia 2013
Część 25
Przepraszam, za tak długi okres niepisania. Ale już wróciłam z nową częścią. Jak zawsze proszę o komentarze.
Część 25
7:20, sypialnia FaWi
Wiktoria i Andrzej mieli rano razem dyżur. Wiktoria obudziła się pierwsza, stała, ubrała się, spojrzała na męża i poszła robić śniadanie.
Zaczął dzwonić budzik. Andrzej przekręcił się, wyłączył go i zobaczył zdjęcie. Wziął je do ręki, patrzył, patrzył nagle krzyknął:
A. Wiki! Wiki! Gdzie jesteś!
W. W kuchni - usłyszał
Andrzej nie patrząc na nic, zbiegł szybko do Wiktorii, cały czas trzymając w ręku zdjęcie.
A. Kochanie, czy to jest mój syn? - zapytał jej wskazując na fotografie
W. To jest dziecko, owszem nasze dziecko, ale czy syn to ja nie wiem.
A. Tak! - krzyknął, podszedł do niej, objął w tali i zaczął kręcić.
W. Wariacie, postaw mnie!
A. Ale jak? Kiedy?
W. Kotku, jesteś lekarzem, wiesz skąd biorą się dzieci. A jak nie pamiętasz to mogę Ci zaraz pokazać - zaśmiała się
A. Ale który tydzień?
W. 8
A. A to wtedy jak wróciłaś z Hiszpanii.
W. Najprawdopodobniej tak. Widzisz muszę częściej wyjeżdżać.
A. Ani mi się waż.
Andrzej uklęknął przed Wiki, położył rękę na jej brzuchu, pocałował go i powiedział:
A. Cześć maluszku, tu tatuś. Kocham Cię.
W. Kochanie ja Ci nie chce przerywać, ale śniadanie i do pracy, bo się spóźnimy
A. A ty nie masz zamiaru chyba pracować.
W. Na razie mogę.
A. Porozmawiamy o tym wieczorem, moja panno
W. Moja panno? Hahahahah. Jak ty coś czasem powiesz to - nie dokończyła bo Andrzej wpił się w jej usta.
A. Też Cię kocham skarbie.
9:30, gabinet lekarski
Ag. Cześć Wiki.
W. No hej, Agatko.
Ag. Jak tam Andrzej? Szczęśliwy?
W. A nie widać?
Ag. O czym mówisz?
W. Spójrz za siebie.
Agata odwróciła się i zobaczyła Andrzeja idącego przez szpital, całego w skowronkach.
W. Zwariował.
Ag. No widzę właśnie.
W. Dobra spadam, mam operację. Może wpadniesz na kolacje wieczorem do nas?
Ag. Bardzo chętnie, ale mam dyżur.
W. Ok, to jak będziesz miała czas to się zgadamy.
Ag. Ok. Pa
W. Pa.
Wiktoria podeszła do Andrzeja.
W. Mam operację, za 20 minut. Potrzebuję asysty, czyli Ciebie. Raz dwa trzy idziemy.
A. Profesor, doktor habilitowany Andrzej Falkowicz, na hakach?
W. Tak, kochanie
A. Z przyjemnością za asystuje Pani doktor Wiktorii Falkowicz i Kacprowi.
W. Jakiemu znowu Kacprowi?
A. Mojemu synkowi - pokazał na jej brzuch
W. Chyba Julii Falkowicz.
A. Nie to będzie chłopiec, czuję to.
W. Dobrze, na blok. - obróciła go w kierunku sali operacyjnej i klepnęła w tyłek na znak, że ma iść
A. Osz ty - objął ją w talii i poszli.
19:30, dom FaWi
W. Kochanie, będę pracować.
A. Ale ja muszę mieć Cię na oku.
W. Dobrze, ale nie zabronisz mi tego.
A. Ale ja muszę pilnować, aby moje dziecko było bezpieczne i szczęśliwe.
W. Hahahaha, to najbardziej będzie szczęśliwe jak tatuś przestanie gadać i zabierze mamusi do sypialni.
A. Się robi - wziął ją na ręce i poszli do łóżka.
3 miesiące później, popołudnie, salon, dom FaWi
Wiktoria siedziała na kanapie, a Andrzej leżał. Trzymał głowę na kolanach żony i ciągle mówił:
A. Poczułaś?
W. Andrzej, dziwne jakbym nie poczuła.
A. Oj tam oj tam. O teraz!
W. Andrzej, ja naprawdę czuje jak ona kopie.
A. On kopie skarbie, on
W. Dobrze, dobrze.
A. A w końcu mi nie powiedziałaś. Kiedy następna wizyta u Hanny?
W. Jutro o 10
A. Mogę iść z Tobą.
W. Pewnie, ale mam prośbę.
A. Tak?
W. Nie zapytamy o płeć. Niech to będzie niespodzianka.
A. Dobrze, mogę pójść na takie ustępstwo, pod jednym warunkiem.
W. Jakim?
A. Koniec z operacjami, tylko papierologia.
W. Ale...
A. Obiecaj.
W. Dobrze, ale mogę konsultować na Izbie.
A. Dobrze.
Gabinet Hany, 10:10
H. Wiki, na ostatnim zdjęciu nie było tego dokładnie widać, ale teraz jestem już pewna.
W. Co się stało?
H. To bliźniaki.
A. Co?
W. Jak to bliźniaki?
H. Normalnie, widocznie los wynagrodził Ci zeszłe poronienie.
W. O matko.
Gabinet Andrzeja, 10:30
Andrzej siedzi na swoim fotelu, Wiktoria na jego kolanach. Są zapatrzeni na zdjęcie.
A. Widzisz, bliźniaki.
W. No widzę, widzę.
A. Kacper i Antek
W. Julia i Ignacy.
A. Skąd wiesz, że różne płci?
W. Nie wiem, ale to jest mój przykład. Nie podoba mi się imię Kacper.
A. Jeszcze o tym porozmawiamy.
W. Ok - wstała
A. Dobrze. zostawisz mi jedno, żebym miał je w gabinecie?
W. Dobrze, mogę kluczyki?
A. Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
W. Proszę. Muszę coś załatwić.
A. Dobrze, ale uważaj.
Wiktoria pojechała do fotografa, kupiła piękną ramkę na zdjęcie i wróciła do szpitala. Weszła do gabinetu męża, nie było go.
Wzięła fotografię, włożyła w ramkę i napisała na kartce: Czekamy w domu! Kocham Cię. Wiki.
Wyszła, zamówiła taksówkę i pojechała do domu.
Po skończonej operacji Andrzej wrócił do gabinetu, zobaczył ramkę i kartkę i sam do siebie się uśmiechnął.
Postawił ramkę obok tej na, której była Wiki i on podczas ślubu. Zabrał rzeczy i pojechał do domu.
Część 25
7:20, sypialnia FaWi
Wiktoria i Andrzej mieli rano razem dyżur. Wiktoria obudziła się pierwsza, stała, ubrała się, spojrzała na męża i poszła robić śniadanie.
Zaczął dzwonić budzik. Andrzej przekręcił się, wyłączył go i zobaczył zdjęcie. Wziął je do ręki, patrzył, patrzył nagle krzyknął:
A. Wiki! Wiki! Gdzie jesteś!
W. W kuchni - usłyszał
Andrzej nie patrząc na nic, zbiegł szybko do Wiktorii, cały czas trzymając w ręku zdjęcie.
A. Kochanie, czy to jest mój syn? - zapytał jej wskazując na fotografie
W. To jest dziecko, owszem nasze dziecko, ale czy syn to ja nie wiem.
A. Tak! - krzyknął, podszedł do niej, objął w tali i zaczął kręcić.
W. Wariacie, postaw mnie!
A. Ale jak? Kiedy?
W. Kotku, jesteś lekarzem, wiesz skąd biorą się dzieci. A jak nie pamiętasz to mogę Ci zaraz pokazać - zaśmiała się
A. Ale który tydzień?
W. 8
A. A to wtedy jak wróciłaś z Hiszpanii.
W. Najprawdopodobniej tak. Widzisz muszę częściej wyjeżdżać.
A. Ani mi się waż.
Andrzej uklęknął przed Wiki, położył rękę na jej brzuchu, pocałował go i powiedział:
A. Cześć maluszku, tu tatuś. Kocham Cię.
W. Kochanie ja Ci nie chce przerywać, ale śniadanie i do pracy, bo się spóźnimy
A. A ty nie masz zamiaru chyba pracować.
W. Na razie mogę.
A. Porozmawiamy o tym wieczorem, moja panno
W. Moja panno? Hahahahah. Jak ty coś czasem powiesz to - nie dokończyła bo Andrzej wpił się w jej usta.
A. Też Cię kocham skarbie.
9:30, gabinet lekarski
Ag. Cześć Wiki.
W. No hej, Agatko.
Ag. Jak tam Andrzej? Szczęśliwy?
W. A nie widać?
Ag. O czym mówisz?
W. Spójrz za siebie.
Agata odwróciła się i zobaczyła Andrzeja idącego przez szpital, całego w skowronkach.
W. Zwariował.
Ag. No widzę właśnie.
W. Dobra spadam, mam operację. Może wpadniesz na kolacje wieczorem do nas?
Ag. Bardzo chętnie, ale mam dyżur.
W. Ok, to jak będziesz miała czas to się zgadamy.
Ag. Ok. Pa
W. Pa.
Wiktoria podeszła do Andrzeja.
W. Mam operację, za 20 minut. Potrzebuję asysty, czyli Ciebie. Raz dwa trzy idziemy.
A. Profesor, doktor habilitowany Andrzej Falkowicz, na hakach?
W. Tak, kochanie
A. Z przyjemnością za asystuje Pani doktor Wiktorii Falkowicz i Kacprowi.
W. Jakiemu znowu Kacprowi?
A. Mojemu synkowi - pokazał na jej brzuch
W. Chyba Julii Falkowicz.
A. Nie to będzie chłopiec, czuję to.
W. Dobrze, na blok. - obróciła go w kierunku sali operacyjnej i klepnęła w tyłek na znak, że ma iść
A. Osz ty - objął ją w talii i poszli.
19:30, dom FaWi
W. Kochanie, będę pracować.
A. Ale ja muszę mieć Cię na oku.
W. Dobrze, ale nie zabronisz mi tego.
A. Ale ja muszę pilnować, aby moje dziecko było bezpieczne i szczęśliwe.
W. Hahahaha, to najbardziej będzie szczęśliwe jak tatuś przestanie gadać i zabierze mamusi do sypialni.
A. Się robi - wziął ją na ręce i poszli do łóżka.
3 miesiące później, popołudnie, salon, dom FaWi
Wiktoria siedziała na kanapie, a Andrzej leżał. Trzymał głowę na kolanach żony i ciągle mówił:
A. Poczułaś?
W. Andrzej, dziwne jakbym nie poczuła.
A. Oj tam oj tam. O teraz!
W. Andrzej, ja naprawdę czuje jak ona kopie.
A. On kopie skarbie, on
W. Dobrze, dobrze.
A. A w końcu mi nie powiedziałaś. Kiedy następna wizyta u Hanny?
W. Jutro o 10
A. Mogę iść z Tobą.
W. Pewnie, ale mam prośbę.
A. Tak?
W. Nie zapytamy o płeć. Niech to będzie niespodzianka.
A. Dobrze, mogę pójść na takie ustępstwo, pod jednym warunkiem.
W. Jakim?
A. Koniec z operacjami, tylko papierologia.
W. Ale...
A. Obiecaj.
W. Dobrze, ale mogę konsultować na Izbie.
A. Dobrze.
Gabinet Hany, 10:10
H. Wiki, na ostatnim zdjęciu nie było tego dokładnie widać, ale teraz jestem już pewna.
W. Co się stało?
H. To bliźniaki.
A. Co?
W. Jak to bliźniaki?
H. Normalnie, widocznie los wynagrodził Ci zeszłe poronienie.
W. O matko.
Gabinet Andrzeja, 10:30
Andrzej siedzi na swoim fotelu, Wiktoria na jego kolanach. Są zapatrzeni na zdjęcie.
A. Widzisz, bliźniaki.
W. No widzę, widzę.
A. Kacper i Antek
W. Julia i Ignacy.
A. Skąd wiesz, że różne płci?
W. Nie wiem, ale to jest mój przykład. Nie podoba mi się imię Kacper.
A. Jeszcze o tym porozmawiamy.
W. Ok - wstała
A. Dobrze. zostawisz mi jedno, żebym miał je w gabinecie?
W. Dobrze, mogę kluczyki?
A. Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
W. Proszę. Muszę coś załatwić.
A. Dobrze, ale uważaj.
Wiktoria pojechała do fotografa, kupiła piękną ramkę na zdjęcie i wróciła do szpitala. Weszła do gabinetu męża, nie było go.
Wzięła fotografię, włożyła w ramkę i napisała na kartce: Czekamy w domu! Kocham Cię. Wiki.
Wyszła, zamówiła taksówkę i pojechała do domu.
Po skończonej operacji Andrzej wrócił do gabinetu, zobaczył ramkę i kartkę i sam do siebie się uśmiechnął.
Postawił ramkę obok tej na, której była Wiki i on podczas ślubu. Zabrał rzeczy i pojechał do domu.
czwartek, 5 grudnia 2013
Część 24
Dwa tygodnie później, poranek
Wiktoria obudziła się pierwsza. Spojrzała na zegarek - wskazywał 7:45. Wstała, poszła do pokoju Blanki, przykryła ja i zeszła na dół. Zrobiła śniadanie, kawę i sok. Zegar wskazywał - 8:00. Wróciła na górę, Andrzej leżał na plecach, nadal śpiąc.
Podeszła do łózka i położyła się na nim. Słodki ciężar obudził Andrzeja.
A. Cześć kochanie - pocałował ją
W. Cześć. Zrobiłam śniadanie więc zapraszam
A. Która godzina?
W. 8:10
A. Dlaczego mnie obudziłaś? Mamy dzisiaj nockę.
W. Jedziemy na zakupy, mój drogi.
A. Ale jak to? Po co?
W. Przytyłam, muszę kupić jakieś nowe ciuchy.
A. Kochanie, mdłości, przytyłaś może jednak się zbadaj.
W. Nie muszę, nie mogę mieć dzieci zapomniałeś
A. Nie, ale skoro chcesz to możemy jechać na te zakupy.
Obudzili Blankę, zjedli śniadanie i o 10 byli gotowi do drogi. Spędzili w centrum prawie cały dzień. Wrócili do domu zjedli obiad, Blanka została w domu a Andrzej i Wiki pojechali do szpitala.
2:20, Izba przyjęć
Pa. Dobry wieczór. Można?
W. Tak, oczywiście zapraszam.
Pa. Przykleiłem się - powiedział pacjent wyciągając zza pleców rękę i kawałek plastiku
W. No dobrze, jakoś to odkleimy
2:45, droga do lekarskiego
B. Pani doktor! Pani doktor!
W. O tak, pani Beatko.
B. Nie podpisała Pani
W. Przepraszam, rzeczywiście zapomniałam - nagle Wiktorii zakręciło się w głowie
B. Pani doktor wszystko w porządku?
W. Tak. Nawdychałam się tych rozpuszczalników.
B. No tak czasami się zdarza.
Wiktoria podpisała zaległy dokument i szła dalej, kiedy upadła. Pielęgniarki szybko do niej podbiegły.
B. Asia, zawołaj Falkowicza
Położyli Wiktorię na łóżku i zawieźli na Izbę.
Gabinet Falkowicza
As. Panie profesorze, proszę szybko ze mną
A. Co się stało?
As. Chodzi o Pana żonę, zemdlała na korytarzu jest na Izbie.
Andrzej wstał z fotela i natychmiast pobiegł na Izbę.
Podszedł do Wiktorii, miała maskę tlenową, była przytomna.
A. Kochanie? Boli Cię coś?
W. Nic mi nie jest - próbowała wstać jednak znowu zakręciło się jej w głowie i ponownie się położyła.
A. No właśnie widzę. Proszę zawołać doktor Goldberg.
W. Andrzej, po co?
A. Cicho bądź, teraz ja jestem lekarzem a ty pacjentem. - uśmiechnął się do niej
W. Ale Andrzej, nic mi nie jest, nawdychałam się tych rozpuszczalników i teraz mi słabo. Tyle
A. Jakich rozpuszczalników?
W. Pacjent przykleił sobie rękę do plastikowej deski.
A. Oj tam. Zbadamy Cię.
10 minut później, na Izbie pojawiła się Hanna.
H. Wiki, jak się czujesz?
W. Dobrze, Andrzej przesadza.
H. Andrzej, możesz wyjść. Chce ją zbadać.
A. Ale? Chyba mogę zostać? Wiki?
W. Kotku poczekaj na korytarzu, proszę.
A. No dobrze - pocałował ją i wyszedł.
Po badaniu.
H. Wiki, mam dla Ciebie świetną wiadomość. Jesteś w ciąży.
W. Ale jak? To nie możliwe, przecież sama mówiłaś.
H. Cuda się zdarzają.
W. Który to tydzień?
H. 8
W. Powrót z Hiszpanii
H. Co?
W. Nic nic, mogę zdjęcie?
H. Jasne - Hanna wydrukowała zdjęcie i podała Wiki.
W. Nie mów nic Andrzejowi.
H. Chyba się szykuje niespodzianka.
W. Coś w tym stylu - uśmiechnęła się.
Hanna wyszła a do Wiktorii przyszedł Andrzej.
A. I co?
W. Wszystko w porządku, muszę trochę odpocząć i tyle
A. To wszystko od rozpuszczalnika?
W. Tak.
Poranek, koniec dyżuru.
A. Jedziemy do domu?
W. Tak ty jedziesz, ja muszę na chwile do Agaty.
A. No to może ja poczekam na Ciebie.
W. Nie przyjadę taksówką.
A. No dobrze, czekam w domu. - pocałował ją i wyszedł
Hotel rezydentów, pokój Agaty, 8:20
Blondynka śpi w łóżku. Wiktoria wpada do pokoju i krzyczy:
W. Ciotką zostaniesz.
Ag. Co ty się tak drzesz od rana.
W. Ciotką będziesz, w ciąży jestem.
Ag. Naprawdę?
W. Tak!
Ag. Cieszę się - przytuliła ją.
Zjadły razem śniadanie, wypiły herbatę. Wiktoria zamówiła taksówkę i pojechała do domu.
Andrzej spał położyła na jego stoliczku nocnym, zdjęcie które dała jej Hanna i poszła spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)